Komentarze: 0
Już od jakiegoś czasu na próżno szukam osób podobnych do mnie, albo ludzi którzy mają lub mieli styczność z takim człowiekiem.
Byłam u psychologa-który nie był w stanie mi pomóc i ostatnio u psychoterapeuty, który stwierdził u mnie socjopatię. Ja sama nie uważam się za socjopatę, wydaje mi się że psychoterapeuta mógł zagalopować się w swoich diagnozach.
Może zacznę od początku: Jestem mitomanem- kłamię i oszukuję dla własnej korzyści albo dla samej przyjemności zrobienia kogoś w konia. W gimnazjum chodziłam do psychologa, ze względu na zaburzenia osobowości- rzeczywistość zlewała mi się za światem wyimaginowanym.Nie były to zaburzenia schizofreniczne, lecz wiara we własne oszustwa, nie potrafiłam odróżnić kłamstwa od rzeczywistości. W liceum byłam jednym z lepszych uczniów w szkole. Kiedy byłam na studiach, zmarł mój ociec. Nie czułam smutku, żalu, rozpaczy- jego śmierć była dla mnie całkowicie obojętna, w dzień jego śmierci bawilam sie - tak jakby był to normalny dzień. Na pogrzebie musiałam "grać" rozpacz, a tak na prawdę było mi nadzwyczajnie nudno.
Podczas studiówspotykałam się z wieloma facetami i jednym 30 lat starszym żonatym- wszystkich ich oszukiwałam i robiłam w konia. Nocami lubię włóczyć się po mieście i łapać facetów nie chodzi o sex ale o kontakt z ludźmi z marginesu społecznego. Wtedy pierwszy raz dałam upust swoim "pragnieniom"- chodzi o psychiczne maltretowanie drugiego człowieka- straszyłam, szantażowałam i psychicznie męczyłam , groziłam że wyjawię jego zonie prawdę. Sprawiało mi to przyjemność- doprowadzanie drugiego człowieka do rozpaczy. Faceci nadają sie tylko do sexu i zakupów. Tylko to mnie interesuje.
Wszystkiech swojich chłopaków oszukiuję, ranię celowo i zdradzam. Podczas studiów ludzie początkowo do mnie lgnęli ale też szybko uciekali- wiem, że niektórzy do dziś uważają mnie za zimną szuje i kanalie.
Nigdy w życiu nie czułam wstydu, zazdrości,miłości, skruchy, nigdy w życiu szczerze nie płakałam- z drugiej jednak strony potrafię się szczerze śmiać, potrafię odczuwać radość, złość itp. Nie mogę powiedzieć, że kocham- ale lubię zwierzęta i myślę, że nawet umiem się nimi zaopiekować.
Druga sprawa jest taka: gdybym była socjopatą chyba nie szukałabym pomocy u psychoterapeuty, nie zastanawiała się nad swoim zachowaniem, tylko robiła dalej swoje.
Chciałabym nauczyć się kontrolować swoje "pragnienia" psychicznego znęcania się- nie chcę skończyć w zakładzie psychiatrycznym.
Wiem, że każdy człowiek ma swoją "mroczną stronę", ale zdaję sobie sprawę że brak uczuć "wyższych" odbiega raczej od normalności.